A miałem do tego tytułu wiele sympatii. Film o polskim gangsterze w USA dostał na starcie duży kredyt, który zupełnie roztrwonił. Po pierwszej scenie w której Frank schładza flaszkę w zaspie zapowiadało się nieźle jednak potem było coraz gorzej.
Bohater to taka pierdoła-poczciwina, zapijaczona parodia Leona Zawodowca. Ciężko się z gościem utożsamiać a nawet mu kibicować. A już zupełnie niepojęte jak bohaterka grana przez Tea Leoni mogła się nim zainteresować. To równie prawdopodobne jak np. to, że Ty czytelniczko tego posta zakochałabyś się w zasikanym żulu wrzucając mu bilon do kubka po jogurcie.
Polska mafia? To dopiero dowcip! Banda żałosnych dupków prowadzących interesy pod przykrywką firmy odśnieżającej ulice. Tu SPOJLERY: zostają rozłożeni na łopatki przez to, że irlandzka konkurencja blokuje im możliwość sprowadzenia brakującej części do jedynego (sic!) uszkodzonego pługu. Z resztą cała fabuła jest o kant dupy... Momenty komediowe? Jedynie wtedy kiedy potrafisz śmiać się oglądając tą żałość na ekranie, bo te nieliczne fragmenty, które z założenia autorów miały być śmieszne to straszne suchary są. Aktorstwo? Dobre może być tylko dla kogoś kto myli z nim charakteryzację.
Żeby nie było że się czepiam to spośród filmów Dahla ten był najgorszy. "Zabij mnie jeszcze raz" (Kill Me Again) z 1989, "Hazardziści" (Rounders) z 1998, "Fatalny romans" (The Last Seduction) z 1994 były, nie rozpisując się, przede wszystkim ciekawe i warte obejrzenia czego o "Mokrej Robocie" nie można powiedzieć.
Kogo wychłostać jeszcze poza reżyserem? Chyba najbardziej zasłużyli na to scenarzyści Christopher Markus i Stephen McFeely znani z najnowszych filmów o Narni. Powinni jak widać zostać przy kinie familijnym.
Moja ocena to 3/10.
PS. Troche się rozpisałem ale na aż takiego słabiaka nie byłem gotowy. Dodatkowo zdenerwowały mnie entuzjastyczne recenzje, które przed chwilą przeczytałem.